Tekst powstał na podstawie własnych przemyśleń oraz obserwacji, nie jest wynikiem prowadzenia terapii, lecz subiektywnym z własnej perspektywy, zgodnie z własnymi przekonaniami, poglądami, oraz uczuciami osobistymi skłaniającym do refleksji i zadumy nad życiem i jego wartością samą w sobie, oraz celebracją czasu ziemskiego jako najwyższego dobra jakie posiadamy, czasu w którym możemy kochać, być dobrzy dla siebie, czasu którego możemy ofiarować komuś innemu, lub czasu na bycie spokojnym szczęśliwym i wolnym oraz samo spełnionym.
Nie ma jednoznacznej teorii, jedynej prawdy zamkniętej w definicję, która określałaby co dzieje się gdy nasza ziemska wędrówka dobiega końca, natomiast faktem jest że, życie ziemskie kończy się gdy umiera nasze materialne ciało. Tematyka śmierci jest rozważana od setek tysięcy lat i nigdy nie doczekała się zamknięcia w sztywnych ramach, ze względu na różne wierzenia, tysiące religii, zupełnie różnych od tych które znamy my, a każde z nich uważane przez wyznawców jako właściwe i kultywowane z zachowaniem przypisanych tradycyjnych obrzędów dla danego regionu świata. Niestety od zawsze nasza kultura i wyznanie religijne od dziecka wpajała nam bardzo średniowieczny sposób interpretacji tego, co dzieje się z nami po śmierci, mało tego, wpojono nam strach, którego podstawą jest mroczna wizja piekła gdzie szatan będzie nas prowadził do ognia wiecznego, lub nieba gdzie spotkamy się z Bogiem w wiecznej radości, ale musimy być posłuszni i dobrze się „prowadzić” a cierpienie przyjmować z pokorą oraz „nadstawiać zawsze drugi policzek” w ten sposób w skrócie możemy dostąpić niebios.
Z pokolenia na pokolenie przedstawiano nam powyższy obraz, ale tak naprawdę nikt nas nigdy nie przygotowywał do sytuacji gdy to my stoimy w obliczu śmierci bliskiej nam istoty, nikt nie podejmował trudnego tematu, gdyż nikt nie potrafił zinterpretować go w inny sposób niż ten, który mówi nam kościół.
Wiele wewnętrznych tragedii dzieje się w człowieku który, traci kogoś, wielu z nas nie potrafi sobie poradzić, popada w depresje, zaprzeczenie, wycofanie, lub zwyczajnie wszystko blokuje w sobie i żyje „z dnia na dzień” powoli tracąc własne życie i chęć na cokolwiek.
Jako dziecko nagle straciłam matkę nikt mi nic nie tłumaczył, (nie miał nawet kto) ze wszystkim zostałam zupełnie sama, umarła i koniec. Nawet nie jestem w stanie określić co we mnie zachodziło jeszcze wiele lat potem. Sytuacja której doświadczyłam miała wpływ na wszystkie sfery mojego życia, musiałam prowadzić codzienną walkę psychiczną i fizyczną, jednocześnie szukałam sama w sobie odpowiedzi: „dlaczego?, za co?, zostałam zupełnie sama” nie było we mnie grama siły, miałam wrażenie, że wszystko robię machinalnie do momentu jak zaczęłam zadawać sobie sama pytania na które sama udzielałam sobie „trzeźwych” odpowiedzi bez „ładunku emocjonalnego” na spokojnie, minęło sporo czasu, lat aż doszłam do wniosku:
„tak miało być” dzisiaj wiem że, lata które przetrwałam nie był jedynie efektem jakiegoś rodzaju determinacji bo prawie jej nie miałam w tamtym czasie, ale uwierzyłam w to, że nie jestem sama, ktoś lub „coś” mnie przeprowadziło przez najgorsze momenty, nie raz się zastanawiam jak to możliwe że, jeszcze jestem tu i teraz po tym wszystkim.
Wnioskiem dla mnie i niepodważalnym stanowiącym podstawę działaniem jest wspieranie i edukowanie osób od najmłodszych lat na temat egzystencjalnej przemijalności w sposób przystępny, wyważony, z podejściem nieuschematyzowanym w żadną ramę religijną. Jest to priorytetowa sprawa gdyż ludzie nie potrafią poradzić sobie z traumą zwłaszcza jak w mgnieniu oka ich świat „zmienia” się w ułamku sekundy, a w ich wnętrzach rozgrywa się prawdziwa „wojna”
Coś co jest znane człowiekowi zawsze będzie przyjmowane „lżej” niż to czego się boimy, unikamy, lub kojarzy nam się z czymś strasznym, automatycznie wówczas nie zajmujemy myśli negatywnymi wizjami, jest to dobrze i źle, dobrze, gdyż czysty umysł to podstawa prawidłowego funkcjonowania, źle gdyż nie przygotowujemy naszego „Ja” na kontakt z czymś czego się boimy najbardziej, tym samym nie dając umysłowi szans na przystosowanie się i do okoliczności jak mogą nadejść.
Edukowanie i rozmowa najmłodszych jest wymagane, co do tego nie ma wątpliwości, gdyż młody umysł nie jest w stanie poradzić sobie sam z szokiem którego nie rozumie zwłaszcza gdy emocjonalne mechanizmy obronne są jeszcze na tyle nie wykształcone by przetrwać „trudny” czas gdy ich świat niejednokrotnie jest w „rozsypce” i pustce, zwłaszcza gdy dorośli także sobie nie radzą.
„Wreszcie zrozumiałem, co to znaczy ból. Ból to wcale nie znaczy dostać lanie, aż się mdleje. Ani nie znaczy rozciąć sobie stopę odłamkiem szkła tak, że lekarz musi ją zszywać. Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się nam, że zaraz przez to umrzemy, i na dodatek nie możemy nikomu zdradzić naszego sekretu. Ból sprawia, że nie chce nam się ruszać ani ręką, ani nogą ani nawet przekręcić głowy na poduszce.”
José Mauro de Vasconcelos,” Moje drzewko pomarańczowe „
„ Poza czasem”
Nie ma i nigdy nie będzie absolutnie odpowiednich słów które, mogłaby być „idealne” na tyle by uleczyć zranioną duszę w obliczu „pożegnania” które, oddawałby wymiar ludzkiego „rozpadu” po utracie kogoś bliskiego.
– indywidualnie przeżywamy swój wewnętrzny ból, i każdy będzie innym rodzajem, nikt nie może powiedzieć:” wiem co czujesz”- to nie prawda, nikt nie wie, bo ból duszy to nie powtarzalny schemat, to coś, czego nie potrafi się wyrazić ani okiełznać w jakąś formę, na ten rodzaj bólu nie ma recepty „od kogoś” bo każdy człowiek na w sobie pokłady energii która, go wyraża w inny sposób i urzeczywistnia się to właśnie miedzy innymi w wewnętrznym przeżywaniu danych sytuacji,
– sami w sobie prowadzimy wówczas wewnętrzny dialog, stajamy się „nieobecni”: konflikt wyparcie, lub tak po prostu zaczynamy wchodzić w proces wegetacji bo niestety tak to trzeba nazwać bez „odrobienia lekcji” żyjemy dalej, ale prędzej czy później sytuacja do nas powróci i będzie wymagać od nas byśmy „rzucili z siebie ciężar który, dźwigamy”. Osoby obok mogą nam pomóc przetrwać jeżeli są odpowiednio predysponowane, najważniejszy jest czas i duża doza zrozumienia w stosunku do osoby pogrążonej w chaosie myśli. Człowiek „nie przygotowany” nie jest w stanie udzielać takiej pomocy. To „coś więcej” niż „bycie” to rodzaj empatycznego współudziału z nastawieniem na poprawę stanu ducha osoby w smutku i bezsensie.
– pozwalajmy naszym myślą „mówić” jak najwięcej, głośno i wyraźnie, bez zaprzeczeń, każda reakcja to ładunek emocjonalny który, musi mieć swoje „ujście” nie blokujmy się przed sobą, wyrzucajmy wszystko, i najważniejsze poszukujmy prawdy, wiedzy, doskonalmy nasze duchowe wnętrze, nie ograniczaj się do tego tylko co wiesz na temat przemijania.
Z mojego punktu widzenia odrzucenie wcześniejszej nabytej wiedzy, poszukiwanie własnej odpowiedzi bez podziału na miejsca, to znaczy miejsca gdzie rzekomo się udajemy po śmierci typu piekło i niebo jest znaczącym elementem gdyż wzbudza poczucie wyższego postrzegania „Nas” jako istot wyjątkowych które, udają się tam gdzie prowadzi ich własna wewnętrzna energia którą emanowaliśmy żyjąc w ziemskich ciałach, to gdzie zmierzamy jest kwintesencją tego kim byliśmy i w jaki sposób przezywaliśmy nasze życie będąc w cielesnych ciałach które, postrzeganie w ten sposób niejednokrotnie staje się bardzo pomocne w drodze do „zaleczenia ran” i nadaje inny wymiar sensu życia na ziemi.
„Co jest najśmieszniejsze w ludziach: Zawsze myślą na odwrót: spieszy im się do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem. Tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie. Z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości. Żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli.”
Paulo Coelho, „Być jak płynąca rzeka”
Subiektywny lek na rany
Nie stosuj zaprzeczeń wobec sytuacji, będzie trudno, ale im szybciej tym lepiej, nie obwiniaj się, wszystko co się teraz dzieje, ma znaczący wpływ na całe życie, to fakt niepodważalny, my jesteśmy, nadal trwamy i właśnie teraz dokonuje się „próba” jaką los rzucił nam na ziemskiej drodze, wszystko zależy od naszego postrzegania i interpretacji sytuacji, na wszystko jest odpowiedź, ale ona nie przychodzi od razu. W każdej sytuacji jaka nas spotyka jest nauka i to od nas zależy jakie wnioski wyciągniemy.
Poznaj i ustal własne granice, aby mieć harmonijne życie
Chcesz być sam, zrozumiałe, poukładaj myśli, dobrym rozwiązaniem jest wyjechać choćby na dwa dni, by odseparować się od przytłaczającego emocjonalnie miejsca, nic tak nie leczy jak podjęcie próby wewnętrznego wyciszenia, jest to czas na zrozumienie, nie na uleczenie „ran” najpierw jest szok, ból nie fizyczny graniczący na krawędzi z symptomami o cechach zaburzenia psychicznego, następnie rozdzierający ból a dopiero potem następuje proces regeneracji. Takie chwilowe „odizolowanie się” działa oczyszczająco na dusze.
W mojej wierze i przekonaniach jesteśmy tu na Ziemi tylko na chwile to „przystanek” kolejny etap, to nie jest koniec, to podróż w inny wymiar, w inny świat, są sprawy które, wykraczają poza ludzkie rozumowanie i od tego co nam wpajano przez lata, a co okazuje się nie wiele mieć do czynienia z prawdą. Tematyka „przemijania” jest bardzo rozbudowana i nie można jej zamknąć w jeden schemat, dla każdego z nas zawsze będzie to inna „droga”
„nigdy umiera ten co w ludzkich sercach trwa”